Znakomitej większości ludzi na całym świecie, koka od razu kojarzy się z
kokainą. Niestety, iluzji tej ulega również znacząca część polityków, którzy
zanim profesjonalnie przyjrzą się omawianemu zagadnieniu, z góry wyrobiony mają
już swój pogląd na jego temat.
Podobnie było w Nowym Jorku w 1961 roku, kiedy na forum ONZ uchwalona została
Jednolita Konwencja o Środkach Odurzających, a niewielu z debatujących tam
wówczas ludzi świata polityki, miało jakiekolwiek pojęcie na temat historii
tego, co zdefiniowane zostało już w artykule 1 jako; krzew koka i liście koka.
W artykułach 26 i 27, określone zostały natomiast podstawy prawne służące
zaostrzeniu regulacji wobec państw na terenie, których uprawy koki się znajdowały.
Od tego właśnie roku, liście koki uznano za nielegalne tak samo, jak czystą
kokainę i pozostałe narkotyki, wpisane na tzw. żółtą listę.
Kiedy na arenie międzynarodowej dochodzi do dyskusji na temat tradycji
żucia koki i narkotykowej przestępczości zorganizowanej, do głosu dochodzą dwie
wizje. Pierwsza z nich to pogląd reprezentowany przez niektóre z państw Ameryki
Południowej, powołujących się głównie na tradycję, kulturę i chęć poszanowania
wielowiekowych nawyków swoich obywateli. Druga z nich to wizja przedstawicieli
Stanów Zjednoczonych, którzy mimo biegu lat i wielokrotnych zmian ekip
rządzących, wciąż zdecydowanie domagają się tępienia wszystkiego, co w
jakikolwiek sposób mogłoby wpływać na rozwój biznesu narkotykowego na świecie.
źródło: http://hemptruth.wordpress.com/tag/fighting-drug-war-injustice/
Która ze strategii jest właściwa? Czy z międzynarodowym handlem narkotykami należy walczyć w sposób bezwzględny, czy raczej metodą małych kroków? Jakie są efekty taktyk prowadzonych przez władze i służby poszczególnych państw?
Po raz pierwszy, pomysł zakazania nawet nie produkcji i zażywania samej
kokainy, ale posiadania liści koki w ogóle, pojawił się w latach 40-tych w
Peru. Pogląd ten zaprezentował wówczas Carlos Gutierrez Noriega, kreol, który
żucie liści koki nazwał zwykłym nałogiem, a całą winę za niższość społeczną
Indian zrzucił właśnie na tradycję zażywania tej używki. W roku 1949 pojawiła
się natomiast Komisja Badawcza ONZ ds. Liści Koki, która wśród mieszkańców
Ameryki Południowej przeprowadzać zaczęła liczne badania terenowe. Z czasem,
pojawiło się jednak znacznie więcej organizacji tego typu.
United Nations Office on Drugs and Crime jest to jedna
z wielu agencji ONZ. Ma na celu walkę z narkotykami i zorganizowaną
przestępczością międzynarodową. W obecnym kształcie działa od roku 2002, a jej placówki terenowe
rozlokowane są w 23 miastach na całym świecie. Według Światowego Raportu o
Narkotykach, który sporządzany jest corocznie na jej zlecenie, w roku 2010
około 230 milionów ludzi, czyli co 20 osoba na całym świecie, co najmniej raz,
zażyła nielegalne środki odurzające. Świadczy to, więc o powadze i skali zjawiska,
które często bagatelizowane, umyka społecznej i publicznej debacie. Jeśli
chodzi natomiast o najnowsze z przedstawionych i opisanych już badań
dotyczących roku 2012, to widać, że rozmiar problemu w skali globalnej jest
raczej stały, natomiast dynamicznie zmienia się w zależności od omawianego
regionu.
Państwem, które posiada w tym temacie strategiczną pozycję są niewątpliwie
Stany Zjednoczone Ameryki. Oprócz ustaleń z lat 60-tych na forum ONZ, podstawą
dla zwalczania narkotyków przez rząd USA były regulacje prawne z roku 1970,
czyli tzw. CSA. Controlled Substances Act to prawo regulujące obrót
substancjami mogącymi wywoływać uzależnienie. Według zastosowania medycznego i
potencjału nadużywania, wyszczególnionych zostało w jego ramach 5 grup, z
których dwie pierwsze dotyczą substancji o; dużym potencjale nadużywania i
których uznawanie medyczne jest bardzo niewielkie lub nie występuje w ogóle.
Zaliczono do nich takie używki jak np. heroina, LSD, marihuana, meskalina i właśnie
kokaina. Jako pierwszy reprezentant tego kraju, wojnę narkobiznesowi wytoczył
17.VI.1971 roku Richard Nixon, który zapoczątkował wieloletnią „War on Drugs”.
Była to zapowiedź bezkompromisowego zwalczania używek, które przez prezydenta
określone zostały wówczas, jako „wróg publiczny numer jeden”.
źródło: http://konflikty.wp.pl/gid,12070462,img,12070468,kat,1020339,page,2,title,Plantacja-narkotycznej-rosliny,galeria.html
Wieloletnia walka z tym zjawiskiem nie przynosiła jednak zamierzonych efektów. Fiaskiem, kończył się również zamysł podejmowania w tym zakresie szeregu umów międzynarodowych i ścisła współpraca z państwami, z których największe ilości zakazanych substancji trafiały do Stanów. Przykładem może być tzw. Inicjatywa Merida z 2008 roku zawarta między USA, Meksykiem, Haiti, Dominikaną i państwami Ameryki Środkowej. Na jej główny cel, jakim miało być zwalczanie narkoprzestępczości, pierwsze z nich zainwestowało 1.4 mld dolarów. Pozytywne efekty są jednak bardzo słabo widoczne. Walka, którą prezydent Nixon zapowiedział już ponad 40 lat temu, zdaje się trwać i tylko wyjątkowi optymiści mogą doszukiwać się obecnie początków jej końca.
Na przykład w okresie od roku 2006 do 2012, w Ameryce Północnej odnotowano
minimalny spadek procentowy ilości osób zażywających kokainę. Jest to jednak
wynik znaczącego zmniejszenia się ilości upraw koki w Kolumbii, który to areał
stopniał w latach 2007-2010 aż o 18%. Trzeba tu zaznaczyć, że był to kraj, z
którego transportowano do USA i Kanady największą ilość tego narkotyku, ale
jeśli kilkunastoprocentowy spadek produkcji, wpływa na zaledwie kilku
procentowy spadek zażywania, oznacza to, że wciąż coś jest nie tak.
W Europie sytuacja jest raczej stała. W miejsce likwidowanych na terenie
różnych państw plantacji pojawiają się nowe, a instytucje wydające na walkę z
narkotykami potężne kwoty nie mogą pochwalić się znaczącymi sukcesami. Niezmiennie
państwami, w których obserwowane jest największe spożycie kokainy pozostają
Hiszpania i Wielka Brytania (ponad 4% młodych i dorosłych), jednak zdaje się to
logiczne zważywszy na fakt, że znaczna większość narkotyków trafiających na Stary
Kontynent drogą morską trafia w pierwszej kolejności albo na Wyspy Kanaryjskie,
albo bezpośrednio na Półwysep Iberyjski.
Niestety, występują także kontynenty, na których w ostatnich latach
konsumpcja kokainy wyraźnie wzrosła. W latach 2004-2011 były to między innymi: Afryka
(wzrost o 8%), Australia (6%), a także Ameryka Południowa (6%). W przypadku
tego ostatniego dzieje się tak głównie za sprawą dwóch krajów, które bardzo
szybko zajęły miejsce Kolumbii i wyspecjalizowały się w uprawie koki, a są nimi
Boliwia i Peru.
Zanim przejdziemy do charakterystyki tych dwóch, prężnie rozwijających się
rynków produkcji koki, ale niestety również kokainy, przyjrzyjmy się również
przemianom Kolumbii. Według wielu badań ilość upraw na terytorium tego państwa
w ostatnich dekadach znacząco spadła. Stany Zjednoczone uznają to za swój
potężny sukces, ponieważ jest to głównie wynikiem gigantycznych sum pieniędzy,
jakie ich rząd przekazywał Kolumbii (a wiadomo że na walkę z narkotykami
przeznaczana była ostatecznie ponad połowa z tych środków). Z tych środków
finansowano m.in. przeloty samolotów rozpylających na tereny uprawne wszelakie
pestycydy niszczące zbiory. Ale czy zmniejszenie ilości plantacji oznacza
również zmniejszenie ilości narkotyków, które dany rynek produkuje? Nie,
ponieważ narkotykowy biznes w Kolumbii przez wiele lat swego istnienia
wyspecjalizował się do tego stopnia, że jest w stanie generować swoje zyski na
wiele nowych sposobów. Przede wszystkim, młode rośliny, które kiedyś przynosiły
niewielki zysk, dziś są już potężne i rodzą dużo większe plony. Po drugie, nowo
sadzone rośliny, są o wiele bardziej wydajne od wcześniejszych, a handlarze
niemal do perfekcji opanowali sztukę maksymalizowania ilości pozyskiwanych z
nich substancji. Pojawił się także szereg nowych odmian, umożliwiających nawet
3 krotne zbiory w ciągu roku.
Pierwsze z dwóch wspomnianych wcześniej państw, już od lat zdecydowanie
broni swojego stanowiska i przekonuje, iż plantacje koki na jej terytorium są
ściśle kontrolowane przez państwo a towar, który produkują w znacznej
większości przeznaczony jest do tradycyjnej konsumpcji samych liści. Osobą,
której głos wybrzmiewa w tej dyskusji najbardziej doniośle jest natomiast
pełniący nieprzerwanie od roku 2006 funkcję prezydenta Boliwii Evo Morales.
Pomimo, że sam deklaruje chęć i proponuje wiele rozwiązań walki z
międzynarodowym biznesem narkotykowym, jako rdzenny Indianin wywodzący się z
Aymara, stale podkreśla tradycyjną funkcję koki w kulturze i fakt, że nie ma
prawa zakazać jej uprawy ludziom, którzy nie czyniąc nikomu żadnej krzywdy żują
ją od pokoleń. W Boliwii funkcjonuje np. taka instytucja jak Wiceministerstwo
ds. Koki i Zrównoważonego Rozwoju, którego jednym z głównych elementów
działalności jest właśnie rozwój społeczny przy równoczesnym respektowaniu
walorów kulturowych koki.
źródło: http://www.latino-news.com/morales-pedira-mar-para-bolivia-malvinas-para-argentina-y-respetar-la-coca/
W kraju, wciąż zezwala się, więc na uprawę koki przeznaczonej do żucia, wykorzystywanej jako lekarstwo czy po prostu do parzenia herbaty. Spór rządu Boliwii z organizacjami takimi jak ONZ, czy UE idzie natomiast nie o to czy plantacji w ogóle zakazać, ale o to czy zwiększać, czy zmniejszać ilość hektarów przeznaczonych pod uprawę, jaka prawnie dozwolona jest na terenie Boliwii.
Jako pierwsza, pomocną dłoń w kierunku Boliwii wyciągnęła w roku 2007 UE. Przekazała
ona wówczas ponad 1 mln euro na badania, które boliwijski rząd miał
przeprowadzić w celu ustalenia jak duże są w rzeczywistości ilości upraw koki
na terenie ich państwa. Wyniki miały być gotowe do roku 2010. Na dzień
dzisiejszy (tj. XII.2013), jedyna odpowiedź, jaką przedstawiciele UE w Ameryce
Południowej otrzymali jest jednak stwierdzeniem, że „środki te były
niewystarczające do przeprowadzenia badań w całości więc ich wyniki nie mogą
zostać opublikowane”. Boliwia wciąż pozostaje jednak największym beneficjentem
unijnej pomocy na terenie Ameryki Południowej. Na walkę z produkcją narkotyków
otrzymali w ciągu ostatnich 14 lat blisko 120mln euro. Oprócz tego, w ramach
perspektywy budżetowej 2007-2013 UE, otrzymali też blisko 230mln euro na realizację
wielu innych celów niezwiązanych bezpośrednio z biznesem narkotykowym. Fundusze
te są o tyle istotne, iż od pewnego czasu Boliwia pozbawiona jest dofinansowań
ze strony rządu amerykańskiego. Związane jest to m.in. z intensywnymi
dyskusjami na arenie międzynarodowej, które miały miejsce również w roku 2009.
Prezydent Morales zdecydował się wówczas na wyrzucenie z terytorium swojego
państwa amerykańskiego przedstawiciela Drug Enforcement Administraction, (czyli
organizacji, którą omawialiśmy nieco wcześniej). Wystąpił wówczas również z
wnioskiem do ONZ, o usunięcie z Konwencji z roku 1961, zapisu o nielegalności
koki.
Na konferencji w Wiedniu (68 sesja ZO ONZ) Morales delegatom Komisji ONZ
ds. Środków Odurzających próbował natomiast przedstawić mnogość pozytywnych
działań liści koki, (które notabene trzymał wówczas w dłoni) takich jak;
zwalczanie cukrzycy, przezwyciężanie choroby wysokościowej, poprawa wydolności
organizmu, czy profilaktyka chorób zębów. Powoływał się wówczas także na
badania takich uniwersytetów jak Harvard, które wskazują na mnogość pozytywnych
efektów zażywania koki, a którego uczeni polecają nie tylko żucie, ale nawet
jedzenie jej liści.
Kiedy International Narcotics Control Board zwrócił się w roku 2010 do
Moralesa by jego państwo rozpoczęło proces oduczania społeczeństwa żucia koki,
ten w odpowiedzi zaproponował, by „wszyscy członkowie posiedzeń ONZ-owskiej
Komisji Antynarkotykowej razem z nim zaczęli żuć liście koki podczas obrad, co
uczyni ich zdrowszymi, mądrzejszymi i wrażliwszymi na społeczną różnorodność
świata”.
Drugim po Boliwii państwem na terenie, którego produkcja kokainy w
ostatnich latach znacząco się rozwinęła jest Peru. Według raportu Komisji ONZ
ds. Narkotyków i Przestępczości, na terenie tego kraju znajduje się obecnie około
62 tys. ha upraw koki, gdzie produkuje się około 130 ton liści koki rocznie.
Jest to potężna ilość, podczas gdy zdaniem Komisji, do tradycyjnego
wykorzystania niezwiązanego z przestępczością zużywane jest jedynie około 14%.
Obok tradycyjnego stosowania tej używki, podobnie jak w Boliwii rozwija się
niemal niekrępowany biznes. Pozwoliłem sobie na takie ujęcie ze względu na
fakt, że o ile we wspomnianej wyżej Kolumbii, w roku 2012, o 25% zmniejszyła się,
chociaż powierzchnia plantacji, o tyle w Peru, spadek ten wyniósł niewiele
ponad 3%. Kraj ten nie pozwala sobie również na metody podobne do tych
stosowanych w Kolumbii gdzie pestycydy rozsiewane są z pokładów samolotów. Peru
uważa to za nie ekologiczne, szkodzące zdrowiu i pozostałym roślinom w tym
otoczeniu, a więc jeśli już decyduje się na niszczenie pewnych obszarów
plantacji, jest to głównie praca ręczna (a więc o wiele mniej wydajna). W Peru,
jak i wszędzie indziej, świat biznesu narkotykowego zawsze przenika się ze
światem polityki. Często trudno jest to udowodnić chyba, że tak jak w przypadku,
gdy zatrzymano poszukiwanego od lat lidera Świetlistego Szlaku związanego
również z narkobiznesem, a z jego telefonu odczytano dowody rozmów z
konkretnymi politykami i innymi osobistościami władzy. Potężnym rynkiem zbytu
jest dla Peru, w odróżnieniu od opisywanej wcześniej Kolumbii, głównie
Brazylia, Argentyna i kraje Europejskie. W samym roku 2012, przez policję
zatrzymanych zostało na przykład 137 Litwinów podejrzanych o przemyt kokainy z
Peru do Europy.
Koka, czy pozyskiwana z niej również kokaina stanowią, zatem z punktu
widzenia stosunków międzynarodowych jeden z bardzo istotnych tematów. Prowadzi
on, bowiem do ścisłej współpracy i wymiany informacji wielu państw, ale często
także do głębokich sporów i konfliktów. Ze względu na zawrotne sumy, jakie
narkotyki osiągają na rynku, gra idzie tu o najwyższą stawkę sięgającą nawet
miliardów dolarów rocznie. Sama „wojna z narkotykami”, trwa już natomiast
blisko pół wieku, a żadne z państw nie może pochwalić się w tej kwestii
znaczącymi sukcesami. O ile wiele z nich wygrywa poszczególne bitwy, o tyle z
całą pewnością żadne nie może ogłosić ani końca wojny, ani tym bardziej
zwycięstwa w niej. Przewidzieć można, zatem z dużym prawdopodobieństwem, że
konflikt na linii rządy państw, a kartele narkotykowe potrwa jeszcze wiele lat,
pochłonie wiele ofiar, a głosy apelujące o rozróżnianie tradycyjnego spożywania
liści koki i produkcji zasilającej działalność przestępczą będą niewiele lepiej
słyszalne i rozumiane niż obecnie.