poniedziałek, 6 stycznia 2014

KOKA W POLITYCE MIĘDZYNARODOWEJ


Znakomitej większości ludzi na całym świecie, koka od razu kojarzy się z kokainą. Niestety, iluzji tej ulega również znacząca część polityków, którzy zanim profesjonalnie przyjrzą się omawianemu zagadnieniu, z góry wyrobiony mają już swój pogląd na jego temat.
Podobnie było w Nowym Jorku w 1961 roku, kiedy na forum ONZ uchwalona została Jednolita Konwencja o Środkach Odurzających, a niewielu z debatujących tam wówczas ludzi świata polityki, miało jakiekolwiek pojęcie na temat historii tego, co zdefiniowane zostało już w artykule 1 jako; krzew koka i liście koka. W artykułach 26 i 27, określone zostały natomiast podstawy prawne służące zaostrzeniu regulacji wobec państw na terenie, których uprawy koki się znajdowały. Od tego właśnie roku, liście koki uznano za nielegalne tak samo, jak czystą kokainę i pozostałe narkotyki, wpisane na tzw. żółtą listę.
Kiedy na arenie międzynarodowej dochodzi do dyskusji na temat tradycji żucia koki i narkotykowej przestępczości zorganizowanej, do głosu dochodzą dwie wizje. Pierwsza z nich to pogląd reprezentowany przez niektóre z państw Ameryki Południowej, powołujących się głównie na tradycję, kulturę i chęć poszanowania wielowiekowych nawyków swoich obywateli. Druga z nich to wizja przedstawicieli Stanów Zjednoczonych, którzy mimo biegu lat i wielokrotnych zmian ekip rządzących, wciąż zdecydowanie domagają się tępienia wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogłoby wpływać na rozwój biznesu narkotykowego na świecie.


źródło: http://hemptruth.wordpress.com/tag/fighting-drug-war-injustice/
  

Która ze strategii jest właściwa? Czy z międzynarodowym handlem narkotykami należy walczyć w sposób bezwzględny, czy raczej metodą małych kroków? Jakie są efekty taktyk prowadzonych przez władze i służby poszczególnych państw?
Po raz pierwszy, pomysł zakazania nawet nie produkcji i zażywania samej kokainy, ale posiadania liści koki w ogóle, pojawił się w latach 40-tych w Peru. Pogląd ten zaprezentował wówczas Carlos Gutierrez Noriega, kreol, który żucie liści koki nazwał zwykłym nałogiem, a całą winę za niższość społeczną Indian zrzucił właśnie na tradycję zażywania tej używki. W roku 1949 pojawiła się natomiast Komisja Badawcza ONZ ds. Liści Koki, która wśród mieszkańców Ameryki Południowej przeprowadzać zaczęła liczne badania terenowe. Z czasem, pojawiło się jednak znacznie więcej organizacji tego typu.
United Nations Office on Drugs and Crime jest to jedna z wielu agencji ONZ. Ma na celu walkę z narkotykami i zorganizowaną przestępczością międzynarodową. W obecnym kształcie działa od roku 2002, a jej placówki terenowe rozlokowane są w 23 miastach na całym świecie. Według Światowego Raportu o Narkotykach, który sporządzany jest corocznie na jej zlecenie, w roku 2010 około 230 milionów ludzi, czyli co 20 osoba na całym świecie, co najmniej raz, zażyła nielegalne środki odurzające. Świadczy to, więc o powadze i skali zjawiska, które często bagatelizowane, umyka społecznej i publicznej debacie. Jeśli chodzi natomiast o najnowsze z przedstawionych i opisanych już badań dotyczących roku 2012, to widać, że rozmiar problemu w skali globalnej jest raczej stały, natomiast dynamicznie zmienia się w zależności od omawianego regionu.
Państwem, które posiada w tym temacie strategiczną pozycję są niewątpliwie Stany Zjednoczone Ameryki. Oprócz ustaleń z lat 60-tych na forum ONZ, podstawą dla zwalczania narkotyków przez rząd USA były regulacje prawne z roku 1970, czyli tzw. CSA. Controlled Substances Act to prawo regulujące obrót substancjami mogącymi wywoływać uzależnienie. Według zastosowania medycznego i potencjału nadużywania, wyszczególnionych zostało w jego ramach 5 grup, z których dwie pierwsze dotyczą substancji o; dużym potencjale nadużywania i których uznawanie medyczne jest bardzo niewielkie lub nie występuje w ogóle. Zaliczono do nich takie używki jak np. heroina, LSD, marihuana, meskalina i właśnie kokaina. Jako pierwszy reprezentant tego kraju, wojnę narkobiznesowi wytoczył 17.VI.1971 roku Richard Nixon, który zapoczątkował wieloletnią „War on Drugs”. Była to zapowiedź bezkompromisowego zwalczania używek, które przez prezydenta określone zostały wówczas, jako „wróg publiczny numer jeden”.


źródło: http://konflikty.wp.pl/gid,12070462,img,12070468,kat,1020339,page,2,title,Plantacja-narkotycznej-rosliny,galeria.html

Wieloletnia walka z tym zjawiskiem nie przynosiła jednak zamierzonych efektów. Fiaskiem, kończył się również zamysł podejmowania w tym zakresie szeregu umów międzynarodowych i ścisła współpraca z państwami, z których największe ilości zakazanych substancji trafiały do Stanów. Przykładem może być tzw. Inicjatywa Merida z 2008 roku zawarta między USA, Meksykiem, Haiti, Dominikaną i państwami Ameryki Środkowej. Na jej główny cel, jakim miało być zwalczanie narkoprzestępczości, pierwsze z nich zainwestowało 1.4 mld dolarów. Pozytywne efekty są jednak bardzo słabo widoczne. Walka, którą prezydent Nixon zapowiedział już ponad 40 lat temu, zdaje się trwać i tylko wyjątkowi optymiści mogą doszukiwać się obecnie początków jej końca.
Na przykład w okresie od roku 2006 do 2012, w Ameryce Północnej odnotowano minimalny spadek procentowy ilości osób zażywających kokainę. Jest to jednak wynik znaczącego zmniejszenia się ilości upraw koki w Kolumbii, który to areał stopniał w latach 2007-2010 aż o 18%. Trzeba tu zaznaczyć, że był to kraj, z którego transportowano do USA i Kanady największą ilość tego narkotyku, ale jeśli kilkunastoprocentowy spadek produkcji, wpływa na zaledwie kilku procentowy spadek zażywania, oznacza to, że wciąż coś jest nie tak.
W Europie sytuacja jest raczej stała. W miejsce likwidowanych na terenie różnych państw plantacji pojawiają się nowe, a instytucje wydające na walkę z narkotykami potężne kwoty nie mogą pochwalić się znaczącymi sukcesami. Niezmiennie państwami, w których obserwowane jest największe spożycie kokainy pozostają Hiszpania i Wielka Brytania (ponad 4% młodych i dorosłych), jednak zdaje się to logiczne zważywszy na fakt, że znaczna większość narkotyków trafiających na Stary Kontynent drogą morską trafia w pierwszej kolejności albo na Wyspy Kanaryjskie, albo bezpośrednio na Półwysep Iberyjski.
Niestety, występują także kontynenty, na których w ostatnich latach konsumpcja kokainy wyraźnie wzrosła. W latach 2004-2011 były to między innymi: Afryka (wzrost o 8%), Australia (6%), a także Ameryka Południowa (6%). W przypadku tego ostatniego dzieje się tak głównie za sprawą dwóch krajów, które bardzo szybko zajęły miejsce Kolumbii i wyspecjalizowały się w uprawie koki, a są nimi Boliwia i Peru.
Zanim przejdziemy do charakterystyki tych dwóch, prężnie rozwijających się rynków produkcji koki, ale niestety również kokainy, przyjrzyjmy się również przemianom Kolumbii. Według wielu badań ilość upraw na terytorium tego państwa w ostatnich dekadach znacząco spadła. Stany Zjednoczone uznają to za swój potężny sukces, ponieważ jest to głównie wynikiem gigantycznych sum pieniędzy, jakie ich rząd przekazywał Kolumbii (a wiadomo że na walkę z narkotykami przeznaczana była ostatecznie ponad połowa z tych środków). Z tych środków finansowano m.in. przeloty samolotów rozpylających na tereny uprawne wszelakie pestycydy niszczące zbiory. Ale czy zmniejszenie ilości plantacji oznacza również zmniejszenie ilości narkotyków, które dany rynek produkuje? Nie, ponieważ narkotykowy biznes w Kolumbii przez wiele lat swego istnienia wyspecjalizował się do tego stopnia, że jest w stanie generować swoje zyski na wiele nowych sposobów. Przede wszystkim, młode rośliny, które kiedyś przynosiły niewielki zysk, dziś są już potężne i rodzą dużo większe plony. Po drugie, nowo sadzone rośliny, są o wiele bardziej wydajne od wcześniejszych, a handlarze niemal do perfekcji opanowali sztukę maksymalizowania ilości pozyskiwanych z nich substancji. Pojawił się także szereg nowych odmian, umożliwiających nawet 3 krotne zbiory w ciągu roku.
Pierwsze z dwóch wspomnianych wcześniej państw, już od lat zdecydowanie broni swojego stanowiska i przekonuje, iż plantacje koki na jej terytorium są ściśle kontrolowane przez państwo a towar, który produkują w znacznej większości przeznaczony jest do tradycyjnej konsumpcji samych liści. Osobą, której głos wybrzmiewa w tej dyskusji najbardziej doniośle jest natomiast pełniący nieprzerwanie od roku 2006 funkcję prezydenta Boliwii Evo Morales. Pomimo, że sam deklaruje chęć i proponuje wiele rozwiązań walki z międzynarodowym biznesem narkotykowym, jako rdzenny Indianin wywodzący się z Aymara, stale podkreśla tradycyjną funkcję koki w kulturze i fakt, że nie ma prawa zakazać jej uprawy ludziom, którzy nie czyniąc nikomu żadnej krzywdy żują ją od pokoleń. W Boliwii funkcjonuje np. taka instytucja jak Wiceministerstwo ds. Koki i Zrównoważonego Rozwoju, którego jednym z głównych elementów działalności jest właśnie rozwój społeczny przy równoczesnym respektowaniu walorów kulturowych koki.


źródło: http://www.latino-news.com/morales-pedira-mar-para-bolivia-malvinas-para-argentina-y-respetar-la-coca/

W kraju, wciąż zezwala się, więc na uprawę koki przeznaczonej do żucia, wykorzystywanej jako lekarstwo czy po prostu do parzenia herbaty. Spór rządu Boliwii z organizacjami takimi jak ONZ, czy UE idzie natomiast nie o to czy plantacji w ogóle zakazać, ale o to czy zwiększać, czy zmniejszać ilość hektarów przeznaczonych pod uprawę, jaka prawnie dozwolona jest na terenie Boliwii.
Jako pierwsza, pomocną dłoń w kierunku Boliwii wyciągnęła w roku 2007 UE. Przekazała ona wówczas ponad 1 mln euro na badania, które boliwijski rząd miał przeprowadzić w celu ustalenia jak duże są w rzeczywistości ilości upraw koki na terenie ich państwa. Wyniki miały być gotowe do roku 2010. Na dzień dzisiejszy (tj. XII.2013), jedyna odpowiedź, jaką przedstawiciele UE w Ameryce Południowej otrzymali jest jednak stwierdzeniem, że „środki te były niewystarczające do przeprowadzenia badań w całości więc ich wyniki nie mogą zostać opublikowane”. Boliwia wciąż pozostaje jednak największym beneficjentem unijnej pomocy na terenie Ameryki Południowej. Na walkę z produkcją narkotyków otrzymali w ciągu ostatnich 14 lat blisko 120mln euro. Oprócz tego, w ramach perspektywy budżetowej 2007-2013 UE, otrzymali też blisko 230mln euro na realizację wielu innych celów niezwiązanych bezpośrednio z biznesem narkotykowym. Fundusze te są o tyle istotne, iż od pewnego czasu Boliwia pozbawiona jest dofinansowań ze strony rządu amerykańskiego. Związane jest to m.in. z intensywnymi dyskusjami na arenie międzynarodowej, które miały miejsce również w roku 2009. Prezydent Morales zdecydował się wówczas na wyrzucenie z terytorium swojego państwa amerykańskiego przedstawiciela Drug Enforcement Administraction, (czyli organizacji, którą omawialiśmy nieco wcześniej). Wystąpił wówczas również z wnioskiem do ONZ, o usunięcie z Konwencji z roku 1961, zapisu o nielegalności koki.
Na konferencji w Wiedniu (68 sesja ZO ONZ) Morales delegatom Komisji ONZ ds. Środków Odurzających próbował natomiast przedstawić mnogość pozytywnych działań liści koki, (które notabene trzymał wówczas w dłoni) takich jak; zwalczanie cukrzycy, przezwyciężanie choroby wysokościowej, poprawa wydolności organizmu, czy profilaktyka chorób zębów. Powoływał się wówczas także na badania takich uniwersytetów jak Harvard, które wskazują na mnogość pozytywnych efektów zażywania koki, a którego uczeni polecają nie tylko żucie, ale nawet jedzenie jej liści.
Kiedy International Narcotics Control Board zwrócił się w roku 2010 do Moralesa by jego państwo rozpoczęło proces oduczania społeczeństwa żucia koki, ten w odpowiedzi zaproponował, by „wszyscy członkowie posiedzeń ONZ-owskiej Komisji Antynarkotykowej razem z nim zaczęli żuć liście koki podczas obrad, co uczyni ich zdrowszymi, mądrzejszymi i wrażliwszymi na społeczną różnorodność świata”.
Drugim po Boliwii państwem na terenie, którego produkcja kokainy w ostatnich latach znacząco się rozwinęła jest Peru. Według raportu Komisji ONZ ds. Narkotyków i Przestępczości, na terenie tego kraju znajduje się obecnie około 62 tys. ha upraw koki, gdzie produkuje się około 130 ton liści koki rocznie. Jest to potężna ilość, podczas gdy zdaniem Komisji, do tradycyjnego wykorzystania niezwiązanego z przestępczością zużywane jest jedynie około 14%.
Obok tradycyjnego stosowania tej używki, podobnie jak w Boliwii rozwija się niemal niekrępowany biznes. Pozwoliłem sobie na takie ujęcie ze względu na fakt, że o ile we wspomnianej wyżej Kolumbii, w roku 2012, o 25% zmniejszyła się, chociaż powierzchnia plantacji, o tyle w Peru, spadek ten wyniósł niewiele ponad 3%. Kraj ten nie pozwala sobie również na metody podobne do tych stosowanych w Kolumbii gdzie pestycydy rozsiewane są z pokładów samolotów. Peru uważa to za nie ekologiczne, szkodzące zdrowiu i pozostałym roślinom w tym otoczeniu, a więc jeśli już decyduje się na niszczenie pewnych obszarów plantacji, jest to głównie praca ręczna (a więc o wiele mniej wydajna). W Peru, jak i wszędzie indziej, świat biznesu narkotykowego zawsze przenika się ze światem polityki. Często trudno jest to udowodnić chyba, że tak jak w przypadku, gdy zatrzymano poszukiwanego od lat lidera Świetlistego Szlaku związanego również z narkobiznesem, a z jego telefonu odczytano dowody rozmów z konkretnymi politykami i innymi osobistościami władzy. Potężnym rynkiem zbytu jest dla Peru, w odróżnieniu od opisywanej wcześniej Kolumbii, głównie Brazylia, Argentyna i kraje Europejskie. W samym roku 2012, przez policję zatrzymanych zostało na przykład 137 Litwinów podejrzanych o przemyt kokainy z Peru do Europy.
Koka, czy pozyskiwana z niej również kokaina stanowią, zatem z punktu widzenia stosunków międzynarodowych jeden z bardzo istotnych tematów. Prowadzi on, bowiem do ścisłej współpracy i wymiany informacji wielu państw, ale często także do głębokich sporów i konfliktów. Ze względu na zawrotne sumy, jakie narkotyki osiągają na rynku, gra idzie tu o najwyższą stawkę sięgającą nawet miliardów dolarów rocznie. Sama „wojna z narkotykami”, trwa już natomiast blisko pół wieku, a żadne z państw nie może pochwalić się w tej kwestii znaczącymi sukcesami. O ile wiele z nich wygrywa poszczególne bitwy, o tyle z całą pewnością żadne nie może ogłosić ani końca wojny, ani tym bardziej zwycięstwa w niej. Przewidzieć można, zatem z dużym prawdopodobieństwem, że konflikt na linii rządy państw, a kartele narkotykowe potrwa jeszcze wiele lat, pochłonie wiele ofiar, a głosy apelujące o rozróżnianie tradycyjnego spożywania liści koki i produkcji zasilającej działalność przestępczą będą niewiele lepiej słyszalne i rozumiane niż obecnie.