wtorek, 7 stycznia 2014

KONTROWERSJA DOTYCZĄCA KOKI

             
          Używanie liści koki pozostało elementem kultury Indian do dnia dzisiejszego. Ludowi lekarze twierdzą, że np. 100 gramów koki równoważne jest 100 gramom mięsa lub jednemu i pół jajka. Z przeprowadzonych badań wynika, że osoby spożywające dziennie 100 gramów koki dostarczają tym samym organizmowi wymagane dawki wapnia, fosforu oraz witaminy A, B2 i C. Koka zawiera więcej wapnia niż mleko. Wpływa też na przyswajanie innych, ciężkostrawnych pokarmów, przez pobudzanie wytwarzania śliny i soku żołądkowego oraz wzmacnianie mięśni przewodu pokarmowego.


Przede wszystkim jest dla Indian elementem ich tożsamości kulturowej, spadkiem po przodkach , dla których była to święta roślina, dar od bogów. Niestety w wyniku druzgocących skutków popularności użytkowania kokainy, uprawa koki została zakazana przez ONZ, zupełnie ignorując jej kulturowe znaczenie dla rdzennej ludności ameryki oraz sprzeczności między działaniem kokainy, a samymi liśćmi koki. To “biali” ludzie uczynili z niej narkotyki wyniszczające na masową skalę ludzkie życie, w jednym konkretny celu – dla zysku. Efekty jednak takich poczynań przerosły najśmielsze oczekiwania, idąc w zupełnie innym, tragicznym kierunku. Dzięki nim udało się zbić miliardowe fortuny, lecz kosztem cierpień i śmierci milionów osób na całym świecie. Z używki awangardy i leku na rozliczne schorzenia stała się zmora zachodnich cywilizacji bez względu na pochodzenie, majątek czy status społeczny jej amatorów. Rozwijająca się przez ostatnie wieki medycyna, błądząc sama wyhodowała największe zagrożenie z jakim musi się zmierzyć w walce o ludzkie zdrowie. A wina za całe nieszczęście obarczono roślinę, która przez tysiąclecia była wykorzystywana przez indiańskie cywilizacje. Zachodniej medycynie, a następnie rynkom farmaceutycznym, komercyjnym i wszelkim współczesnym formą narkobiznesu wystarczyło niecałe 150 lat by wyhodować potwora, którego nie sposób już wyplenić. 
Wojna wypowiedziana narkobiznesowi, nie przyniesie pożądanych efektów dopóki organy ścigające jak DEA nie zmienia swoje bezmyślnej polityki. Atak na plantacje koki nie godzi skutecznie w bossów narkotykowych, godząc jednak rykoszetem w samych Indian, mieszkańców takich krajów jak Kolumbia, Peru czy Boliwia, dla których uprawa jest jednym sposobem na przeżycie. Polityka DEA i ONZ całkowicie pomija kwestie kulturowe liście koki, ignorując znowu Indiańskie tradycje, zwyczaje i prawa. Odszkodowania oferowane przez antynarkotykowe organy, które mają zachęcić rolników do likwidacji plantacji, są niewspółmierne do potrzeb indiańskich, biednych społeczności, dla których uprawa staje się jednym sposobem na przeżycie. W ten sposób błędne kolo się zamyka, kokaina zbiera coraz bardziej krwawe żniwo. Tak wiec, jak cala przestrzeń latynoamerykańska, problem narkotyków jest o wiele bardziej złożony. Wymaga głębszego zrozumienie i przeniknięcia do genezy, którą nie jest inkaski kult koki, lecz “biały” pęd do zysków z zasobów Ameryki, który od wieków, bez umiaru i poszanowania jakichkolwiek zasad prowadzi “ucywilizowany” Zachód.