Używanie liści koki pozostało
elementem kultury Indian do dnia dzisiejszego. Ludowi lekarze twierdzą, że np. 100 gramów koki równoważne
jest 100 gramom
mięsa lub jednemu i pół jajka. Z przeprowadzonych badań wynika, że osoby spożywające
dziennie 100 gramów
koki dostarczają tym samym organizmowi wymagane dawki wapnia, fosforu oraz
witaminy A, B2 i C. Koka zawiera więcej wapnia niż mleko. Wpływa też na
przyswajanie innych, ciężkostrawnych pokarmów, przez pobudzanie wytwarzania śliny
i soku żołądkowego oraz wzmacnianie mięśni przewodu pokarmowego.
Przede wszystkim jest dla Indian elementem ich tożsamości kulturowej, spadkiem po przodkach , dla których była to święta roślina, dar od bogów. Niestety w wyniku druzgocących skutków popularności użytkowania kokainy, uprawa koki została zakazana przez ONZ, zupełnie ignorując jej kulturowe znaczenie dla rdzennej ludności ameryki oraz sprzeczności między działaniem kokainy, a samymi liśćmi koki. To “biali” ludzie uczynili z niej narkotyki wyniszczające na masową skalę ludzkie życie, w jednym konkretny celu – dla zysku. Efekty jednak takich poczynań przerosły najśmielsze oczekiwania, idąc w zupełnie innym, tragicznym kierunku. Dzięki nim udało się zbić miliardowe fortuny, lecz kosztem cierpień i śmierci milionów osób na całym świecie. Z używki awangardy i leku na rozliczne schorzenia stała się zmora zachodnich cywilizacji bez względu na pochodzenie, majątek czy status społeczny jej amatorów. Rozwijająca się przez ostatnie wieki medycyna, błądząc sama wyhodowała największe zagrożenie z jakim musi się zmierzyć w walce o ludzkie zdrowie. A wina za całe nieszczęście obarczono roślinę, która przez tysiąclecia była wykorzystywana przez indiańskie cywilizacje. Zachodniej medycynie, a następnie rynkom farmaceutycznym, komercyjnym i wszelkim współczesnym formą narkobiznesu wystarczyło niecałe 150 lat by wyhodować potwora, którego nie sposób już wyplenić.
Wojna wypowiedziana
narkobiznesowi, nie przyniesie pożądanych efektów dopóki organy ścigające jak
DEA nie zmienia swoje bezmyślnej polityki. Atak na plantacje koki nie godzi
skutecznie w bossów narkotykowych, godząc jednak rykoszetem w samych Indian,
mieszkańców takich krajów jak Kolumbia, Peru czy Boliwia, dla których uprawa
jest jednym sposobem na przeżycie. Polityka DEA i ONZ całkowicie pomija kwestie
kulturowe liście koki, ignorując znowu Indiańskie tradycje, zwyczaje i prawa. Odszkodowania
oferowane przez antynarkotykowe organy, które mają zachęcić rolników do likwidacji
plantacji, są niewspółmierne do potrzeb indiańskich, biednych społeczności, dla
których uprawa staje się jednym sposobem na przeżycie. W ten sposób błędne kolo
się zamyka, kokaina zbiera coraz bardziej krwawe żniwo. Tak wiec, jak cala
przestrzeń latynoamerykańska, problem narkotyków jest o wiele bardziej złożony.
Wymaga głębszego zrozumienie i przeniknięcia do genezy, którą nie jest inkaski
kult koki, lecz “biały” pęd do zysków z zasobów Ameryki, który od wieków, bez
umiaru i poszanowania jakichkolwiek zasad prowadzi “ucywilizowany” Zachód.